Codzienność w naszej wsi wygląda bardzo podobnie. Rano, a poprzez rano mam na myśli skoro świt, niemal wszyscy wychodzą przed dom. Mężczyźni odpalają traktory, pracujący poza wsią zbierają się do pracy, dzieci stoją przy drodze czekając na autobus do szkoły, a ktokolwiek pozostał chwyta za miotłę i powolnie zamiata tarasy, schody i balkony.
Jest w tym coś uspakajającego, to powolne, równomierne szuranie twardych mioteł o marmur przerywane jest jedynie głośnym „kalimera!” i stukotem maleńkich filiżanek po kawie po grecku, odkładanych na równie małe talerzyki.
Gdy ostatnie szurnięcie miotły ucichnie, ostatni łyk kawy zostanie zrobiony z wszystkich kuchni da się słyszeć stłumiony stukot i gwar. Kobiety z mojej wsi bardzo poważnie traktują przygotowanie jedzenia. Od rana krzątają się po kuchni, aby w mesimeri, czyli wczesne popołudnie, mieć przygotowany lekki posiłek i już wtedy, zanim udadzą się na popołudniową drzemkę, mieć przygotowaną wieczorną ucztę.
Na Krecie rozłożenie posiłków niezwykle różni się od tego, do którego przywykliśmy w Polsce, czy w Irlandii. Śniadania tu prawie nie istnieją, a gdy już są, to jest to sucharek z dżemem, okrągły obwarzanek, nazywany koulouri, albo – w wersji ekskluzywnej – chrupiąca bougatsa. Do tego koniecznie kawa, po grecku lub freddo espresso.
Pierwszym głównym posiłkiem jest więc mesimeriano, czyli lekki lunch w okolicy godziny 13-14. Zazwyczaj jest to coś małego, kanapka, sałatka, talerz z oliwkami, pomidorem, ogórkiem i kreteńskimi sucharkami paksimadia polany oliwą, albo jedno dako. Bywa też tak, że cokolwiek jest przygotowane na wieczór, jemy to i w mesimeri, ale w znacznie mniejszej ilości. I tu zaczyna się historia tego, co chciałabym Wam dziś przedstawić.
Niemal w każdy piątek obowiązkowo wybieramy się na pobliski targ, gdzie kupujemy to, czego nie mamy u siebie w ogrodzie – sezonowe warzywa i owoce. Nigdy jednak nie robimy zakupów wyłącznie dla siebie. Większość moich koleżanek ze wsi nie prowadzi samochodów, nie wybierają się poza tym zbyt daleko od domu – wszak to niezwykle zajęte kobiety, gotują, sprzątają, naprawiają świat i jeszcze potrafią znaleźć chwilę dla mnie. Zbieramy więc zamówienia na to, co chciałyby tym razem z targu, jeździmy na zakupy (nie raz dowożone nam wózkiem ze stoisk do samochodu, bo tyle tego potrafi być) i roznosimy to od drzwi do drzwi po powrocie.
Nie raz zdarza się więc, że gotować nie muszę, bo gdy przynoszę świeżą dostawę warzyw i owoców, otrzymuję w zamian talerz albo miskę czegoś pysznego. Tak było i tym razem gdy przyniosłam siatki do mojej Fotouli.
Rozsiadłam się w chłodnej kuchni, żeby odpocząć od męczącego wiatru przywianego z Afryki i rozmawiałyśmy chwilę o sprawach najwyższej wagi: kiedy posadzimy fasolę, czy wzeszły ogórki i czy morele będą mieć robaki w tym roku. Sąsiadka cały czas z prędkością światła cięła w dłoniach cukinię na małe kawałeczki.
– Aleksandra, robię dzisiaj kolokithakia me avga, znasz to? – zapytała.
– Nie, nigdy o tym nie słyszałam. – odparłam – Jak to się przygotowuje?
– Zaraz ci wyjaśnię. Dać ci trochę do domu spróbować? – patrzyła na mnie z uśmiechem, a jej dłonie wciąż cięły jak maszynka. Przysięgam ta kobieta jest z kosmosu.
– Nie, dziękuję Fotoula, ale naprawdę mamy tyle jedzenia, że nie zdołamy tego zjeść. Może następnym razem.
– To ci nałożę, czekaj chwilkę!
Krótka historia o tym, dlaczego nie utrzymuję diety (ale nie marnuję jedzenia!).
Przyznam Wam szczerze, że cieszę się, iż moja sąsiadka nie słyszy słowa „nie” jeśli chodzi o obdarowywanie mnie jedzeniem. Może to z grzeczności, z wychowania, może z nawyku pierwsza moja reakcja na taką propozycję zawsze jest odmowna, ale patrząc z perspektywy czasu, bardzo wiele by mnie ominęło, tyle bym nie spróbowała, tak mało wiedziała, gdyby nie jej dobre serce i upór w dokarmianiu mojego puchatego brzuszka.
Pierwszy kęs kolokithakia me avga, czyli po prostu cukinii z jajkiem sprawił, że od razu dopisałam to danie do listy ulubionych. Przebiło ciężko dostępne avronies me avga (o tutaj: https://polikala.com/index.php/2020/04/22/avronies-me-avga-dzikie-szparagi-z-jajkiem/ ) bo mogę to robić niemal codziennie i jest to fenomenalny sposób na wykorzystanie cukinii. A my wiemy, że latem, gdy cukinie wydają owoce, to każdy przepis na ich wykorzystanie jest na wagę złota.
Gdy następnego dnia Fotoula zapytała mnie, czy nam smakowało, nie mogłam się nachwalić. To było takie pyszne! Spisałam przepis, skonsultowałam go z moją szefową kreteńskich smaków i tylko jedno chciałam bardzo wiedzieć.
– Czy to jest kreteńskie danie? Czy to potrawa tradycyjna dla Krety i tylko Krety? – zapytałam.
– Czy to kreteńskie danie? Nie wiem. My to tu tak robimy – odrzekła. – Moja mama tak robiła, moja babcia tak robiła, ale nie na kuchence! Na ogniu, oczywiście! Ach, wszystko lepiej smakuje z ognia… Chrisoula tak robi, Maria też takie robi, Fotini… No my tu to tak robimy.
Chyba nie muszę Wam mówić, że automatycznie zapisałam przepis na kolokithakia me avga do kanonu tradycyjnych kreteńskich potraw. Niezbite dowody wskazują na to, że jest to tradycyjne danie Krety. Sami rozumiecie, przecież my tu to tak robimy.
Cukinia z jajkiem po kreteńsku. Kolokithakia me avga
8 jajek
4 małe, młode cukinie
1 duża czerwona cebula
1/2 dużej czerwonej papryki (opcjonalnie)
2 pomidory starte na tarce o grubych oczkach
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka dzikiego oregano (o tutaj)
3-4 listki bazylii (opcjonalnie, ale warto)
1/2 pęczka natki pietruszki
1/4 szklanki oliwy (nasza niefiltrowana oliwa Poli Kala jest spoko)
sól i pieprz
Cukinię przekrój wzdłuż na ćwiartki i każdą ćwiartkę pokrój w kawałki grubości 1 cm.
Paprykę i cebulę pokrój w drobną kostkę. Czosnek zetrzyj na tarce, pietruszkę i bazylię drobno posiekaj.
W garnku o grubym dnie rozgrzej oliwę. Wrzuć na nią cebulę, paprykę i cukinię i duś na wolnym ogniu około 7 minut.
Dodaj pomidory, czosnek, posiekane świeże zioła i oregano. Zamieszaj, zmniejsz ogień i duś pod przykryciem do momentu, aż cukinia będzie ugotowana, ale niezbyt miękka (a na pewno nie może się rozpadać pod naciskiem łyżki). Pilnuj, aby w garnku było dość płynów, w razie potrzeby dolej odrobinę wody.
W osobnym naczyniu rozbij i rozmieszaj widelcem jajka tak, jak na jajecznicę.
Do jajek dodaj sól (nieco więcej) i pieprz.
Wlej rozkłócone jajka do gotowych warzyw, zwiększ ogień i mieszaj smażąc do momentu, aż jajka się całkowicie zetną.
Podawaj na ciepło lub zimno, koniecznie z dobrym, świeżym chlebem lub kreteńskim sucharkiem.
- Kolokithakia me avga, czyli cukinia z jajkiem po kreteńsku najlepiej smakuje na zimno, kiedy wszystkie smaki sobą przejdą.
- Podana porcja jest na około 4 osoby, ale to wszystko zależy od tego, ile wsuwacie.
- Do cukinii z jajkiem po kreteńsku najlepiej użyć młodej cukinii, jeszcze takiej malutkiej. Ważne, żeby było jej w sumie około 1/2 kilograma.
- Jajka mają znaczenie! Nie używajcie w tej (i szczerze mówiąc w żadnej) potrawie syfiastych jaj z 3 i 2 z przodu. Najlepiej smakują jajka wiejskie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma do nich dostęp. Polecam Wam więc wybierać jajka z oznaczeniem zaczynającym się od 0 lub 1 – mają lepszy smak i nie są z aż takiej masówki.
- Kolokithakia me avga można zweganizować! Wystarczy, że na ostatnim etapie, zamiast jajek dodacie do uduszonych warzyw wcześniej przygotowaną tofucznicę. Będzie równie pyszne, wegańskie, ale nazwę trzeba będzie zmienić na „kolokithakia me tofucznica”, czy jakoś tak.
Zamów naszą niefiltrowaną oliwę z Krety!
Oliwa to nasza największa pasja! Zajęliśmy się jej produkcją, aby móc zaoferować
najlepszej jakości oliwę z Krety także na Waszych stołach.
Rzuć też okiem na:
Pingback: Warzywa zero waste – jak nie marnować warzyw? – polikala
Ja też wypróbowałam przepis. Danie jest przepyszne, lekkie i sycące zarazem. Świetnie dobrane proporcje. Smak lata i kolejny przepis do kolekcji, kiedy cukinia obrodzi Dziękuję Pani Aleksandro:)
Dziękuję pięknie za te miłe słowa! Ogromnie się cieszę, że smakowało 🙂
Spróbowaliśmy Twojej jajecznicy z cukinią i wpadliśmy w zachwyt. Cudowny, delikatny smak sprawił, że jedliśmy ją już kilkakrotnie i będziemy wracać do tego dania często. Kochamy Kretę, byliśmy na naszej ukochanej wyspie ponad 40 razy i dzięki tym pysznościom możemy tam zawitać jedząc tradycyjną kreteńską jajecznicę na naszym polskim tarasie wśród kwitnących oleandrów przywiezionych z Krety.
Pozdrawiamy Jola I Krzysztof
Jolu, Krzysztofie ogromnie Wam dziękuję! Właśnie dla takich słów, dla takich chwil mam motywację do dalszego działania. Cieszę się, że łączy nas miłość do Krety! Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i przesyłam gorące kreteńskie słońce! 🙂