Mam ten ogromny przywilej mieszkać we wsi, w której wciąż żyją i mają się dobrze mieszkańcy pamiętający czasy sprzed II Wojny Światowej. Mam to ogromne szczęście, że chcą ze mną rozmawiać i dzielić się swoimi historiami, których nigdy nie przeczytałabym w książkach. Dodają im osobistego wymiaru, słuchając ich opowieści mogę wyobrażać je sobie patrząc na ich rzeczywistych bohaterów. Wnikam w te przygody, chłonę je i chcę więcej, widząc jakie odzwierciedlenie mają w dniu dzisiejszym.
W jednej z takich rozmów z moją stuletnią sąsiadką, Reną, poznałam genezę niechęci Kreteńczyków do dyni.
– Dynia? E, dynia to nie jedzenie, nie najesz się tym, to po co to gotować. – powiedziała, gdy pytałam czy zna jakieś tradycyjne potrawy z tym warzywem.
– Nawet tu mawiamy, – odezwał się Janis – „Όχι, η κολοκύθα…” (ochi, kolokitha… – nie, dynia…) gdy coś jest nic nie warte, gdy są to puste słowa. Chcesz przykład? Gdy burmistrz gminy mówi, że pamięta o naszej wsi i naprawi nam drogę przed zimą, my odpowiadamy: Όχι, η κολοκύθα…
– W czasie wojny i jeszcze jakiś czas po niej ludziom zaczynało brakować jedzenia, panował głód. – kontynuowała sąsiadka – Dynie rosły wszędzie, nie dało się ich wyplewić, więc jedliśmy to, co było. Robiliśmy z nią placki, smażyliśmy na blachach, och, nie mogłam już na dynię patrzeć!
Zatrzymała wzrok gdzieś, jakby w innym czasie i wiedziałam, ze przez ten moment jej tu przy mnie nie ma. Siedzi być może w maleńkiej kuchni ze swoją rodziną i czuje unoszący się w powietrzu zapach znienawidzonej dyni, mającej zapełnić wymęczone głodem i strachem brzuchy.
– Mama robiła z nią wszystko, co się dało, dynia zastępowała nam mięso, bo o mięsie mogliśmy wtedy pomarzyć. Robiła z nią nawet stifado, nazywaliśmy je „stifadem biedaków”. Teraz o, o tam zobacz! – wskazała palcem na zadaszony taras, na którym stała ogromna bladopomarańczowa głowa dyni – Teraz to sobie tylko siedzę, patrzę na nią i jestem szczęśliwa, że nie muszę jej jeść!
Stifado biedaków jest więc celowo zapomnianym fragmentem kreteńskiej kulinarnej historii. Dziś możemy cieszyć się nim jak kolejną potrawą z dyni, coraz bardziej popularnej, bardzo wydajnej i zdrowej. Ja jednak cieszę się nim podwójnie, ponieważ dzięki temu przepisowi nauczyłam się czegoś, czego nigdy nie zapomnę i co mam nadzieję, nigdy się nie powtórzy. Cieszę się też, ponieważ stifado biedaków mogę dziś jeść jako przysmak, dobrowolnie, a nie z konieczności, głodu lub wojny, bo przyszło mi żyć w lepszym czasie, w lepszym miejscu, z lepszymi przywilejami.
Sifado biedaków. Grecki gulasz z dyni
500 g dyni, obranej i pokrojonej w grubą kostkę
400 g cebulek perłowych lub małych szalotek, obranych i umytych
1 duża czerwona cebula
500 g pomidorów startych na tarce o grubych oczkach
1/3 szklanki oliwy
2 liście laurowe
2 laski cynamonu
1/2 szklanki wody
sól
W szerokim garnku o grubym dnie rozgrzej oliwę.
Czerwoną cebulę pokrój w półplasterki i dodaj na rozgrzaną oliwę. Smaż od czasu do czasu mieszając, aż nabierze złotego koloru.
Dodaj obrane i umyte szalotki i smaż aż się skarmelizują, mieszając tylko czasami, aby się nie przypaliły.
Gdy cebulki będą złociste dodaj pokrojoną dynię, liście laurowe oraz cynamon i smaż wszystko jeszcze 4-5 minut.
Dodaj starte pomidory, wodę oraz sól do smaku.
Zmniejsz ogień do minimum i gotuj, od czasu do czasu mieszając, przez 25-35 minut. Pilnuj, aby ilość płynów była wystarczająca, w razie konieczności dodaj odrobinę wody.
Podawaj od razu z ryżem, pieczonymi ziemniakami lub pieczywem.
- Stifado biedaków najlepiej smakuje od razu, ale dobrze się też przechowuje. Możesz po ostudzeniu przełożyć je do lodówki i następnego dnia wyłącznie podgrzać, pamiętaj jednak, żeby nie wyciągać cynamonu ani liści laurowych – będą one powoli oddawać swój aromat i jeszcze bardziej podkręcać smak dania.
- Stifado biedaków jest w zupełności wegańskie.
Zamów naszą niefiltrowaną oliwę z Krety!
Oliwa to nasza największa pasja! Zajęliśmy się jej produkcją, aby móc zaoferować
najlepszej jakości oliwę z Krety także na Waszych stołach.
Rzuć też okiem na:
Pingback: Revithia me kolokitha, czyli pieczona ciecierzyca z dynią – polikala
Pingback: Manitaria stifado. Grecki gulasz z pieczarek – polikala
Ciekawa historia. W Polsce taką nielubianą dynią jest brukiew. Moja babcia miała o brukwi dokładnie taką samą refleksję, jak Twoja grecka Sąsiadka. Była w szoku, że w bogatej Norwegii i Wielkiej Brytanii to normalne warzywo dostępne w sklepie z żywnością dla ludzi. W Polsce pytałam w warzywniakach, ale za każdym razem budziłam zdziwienie, że chcę paszę dla zwierząt.
O widzisz, to też ciekawe, dziękuję za Twój komentarz! No właśnie pierwszy raz jadłam brukiew w Irlandii, nigdy wcześniej jej nie widziałam, ale moja Babcia też ani brukwi, ani dyni nie jadła i nie gotowała dokładnie z tego samego powodu.