Post napisany dla facebookowej grupy „GRECJA”.
Καλημέρα και καλή εβδομάδα! Kalimera kai kali evdomada! Dziś poniedziałek, więc zapraszam na kulinarną Kretę.
Zastanawialiście się kiedyś jak smakuje komfort?
Jak już pewnie niektórzy z Was wiedzą, mieszkamy w bardzo małej, kreteńskiej wsi, nieco w górach. I mówiąc małej, mam na myśli zamieszkanej przez osiemdziesiąt osób, w średnim wieku około osiemdziesiątki (w tym my znacząco tą średnią zaniżamy). Nikt tu nie widuje turystów, nie ma u nas nic, co byłoby wpisane w przewodnikach – chociaż sporo by się znalazło, gdyby ktoś się zainteresował. Mamy jedno kafenio, pełniące rolę kawiarni, tawerny, sklepu, punktu pocztowego, a czasem, gdy zbierze się odpowiednia ekipa, to i parlamentu.
Co w tym dziwnego? To, że pojawienie się dwojga obcych, jak my, było tu nie lada wydarzeniem, którego skutki trudno można przewidzieć. Na kreteńskich wsiach nie mówi się po grecku – tu się mówi po kreteńsku i każdy z dumą się do tego przyzna. Cała nasza uprzednia nauka języka, była zatem psu na budę, bo znaleźliśmy się – oto my – we wsi, cholera wie gdzie, w której z nikim nie możemy się dogadać. I jak nigdy baliśmy się, czy to aby bezpieczne, przecież pasujemy tu jak pięść do oka.
W dzień naszego przyjazdu ruch we wsi był jak w Rzymie, te same osoby szły wyrzucić śmieci po kilka razy, po mimo nadchodzącego deszczu każdy wieszał pranie na balkonie, a przy drodze, gdzie stoi nasz dom, sąsiedzi spotykali się na “pogawędki”. Czuliśmy się jak w reality show, ale grzecznie, z uśmiechem na twarzy (hej, w końcu tu jesteśmy!) pozdrawialiśmy każdego przechodnia.
To był chyba ten klucz, otwierający nasze sąsiedztwo. Po pewnych niesamowitych wydarzeniach w grecką Wielkanoc (ale o tym innym razem), na stałe staliśmy się częścią wsi – już nie jesteśmy “Πολωνοί”, a Aleksandrą i Tomasem, bierzemy udział we wszystkich uroczystościach, codziennie wymieniamy się pozdrowieniami, odwiedzamy się i jakoś tak udało nam się wsiąknąć w społeczność do tego stopnia, że bardzo rzadko odczuwamy swoją inność.
Kluczowym momentem, w którym poczułam jednak, że to tu, że tu jest mój dom, był pewien październikowy dzień, gdy rozbijałam z sąsiadkami oliwki do marynowania – swoją drogą, fantastyczne przeżycie, patrzenie jak dziesięć moich “koleżanek”, grubo po ósmej dekadzie życia, z zawziętością rozbija, oliwka po oliwce wielkim, żelaznym tłuczkiem. Oczywiście opowiadałyśmy o tym, co będziemy gotować, wtem Maria powiedziała, że hilopites (χυλοπίτες).
– O po, po, po! Hilopites! – krzyknęły z rozmarzeniem moje towarzyszki. – Aleksandra, lubisz hilopites? – spytały.
– Hilopites? Nie wiem co to takiego. – odparłam. Rozmarzenie na ich twarzach zmieniło się w zdziwienie i natychmiast zaczęły mi tłumaczyć z czego to się składa, jak to się je…
– Λοιπόν (no cóż)! Przyjdź do mnie jutro, musisz się nauczyć. – odparła Maria. Słysząc to, Fotoula od razu zwróciła się do mnie:
– Aleksandra, zrobimy ci hilopites, nie musisz sama robić jeśli nie masz czasu.
– Przyjdź jutro to ci pokażę, musisz się nauczyć, przecież jesteś Hrisavgiani! – wtem wszystkie kobiety przytaknęły. Muszę się nauczyć, jestem Hrisavgiani.
Hrisavgi, czyli Złoty Świt, to nazwa mojej wsi. Jedne z pierwszych pytań, które zadaje się nowo poznanemu człowiekowi to “z której wsi/miejscowości jesteś”, bo przynależność do miejsc jest tutaj noszona z wielką dumą. Jeśli jednak w takim miejscu znajdzie się ktoś, do kogo społeczność nie do końca chce się przyznawać, zrobią mu rewizję drzewa genealogicznego tylko po to, żeby móc powiedzieć: “Ale jego prapradziadek pochodził z… tu nazwa innej, najlepiej jak najbardziej odległej miejscowości”.
Jak zatem smakuje komfort, poczucie przynależności, albo lepiej, jak smakuje dom? Jak hilopites, czyli domowy makaron ze Złotego Świtu.
Hilopites to ręcznie robiony makaron, na bazie dobrej mąki, jaj i koziego mleka. Tradycyjne kreteńskie hilopites są w formie długich wstążek, lub cienkich nitek, choć można go też spotkać w formie malutkich kwadracików (takie mikro łazanki). Dodaje się je głównie do duszonych mięs, gotuje się je w pomidorowym sosie, albo robi się z nich hilopitosoupę – czyli zupę z hilopites. Występują w kilku różnych wersjach, tak samo, jak wiele miejsc próbuje rościć sobie do hilopites prawa – mi było wytłumaczone jasno: hilopites są z Krety, tradycyjne, nasze. A czy tak, jak moja sąsiadka Maria, czy raczej tak, jak ja – to już bez znaczenia.
Hilopites – więcej niż makaron z Krety.
1 kg dobrej, nie wybielanej mąki (u nas mówią na to “żółta mąka”)
6 wiejskich jajek
około 1 szklanki koziego mleka (tyle, ile “weźmie”)
1 łyżeczka soli
Na stolnicę wysyp mąkę, wymieszaj ją z solą i uformuj w jej środku dołek.
Do dołka wlej jajka, zmieszaj z mąką widelcem i stopniowo dodawaj mleko, ciągle mieszając.
Wyrabiaj ciasto ręką, aż będzie elastyczne, czyli około 5 minut, następnie podziel je na cztery części i każdą część rozwałkuj, długim wałkiem na około 1 milimetr grubości – możesz użyć maszynki do makaronu.
Posyp ciasto z obu stron mąką, zwiń w gruby rulon i nożem odkrawaj paski hilopites – grubsze, lub cieńsze, jakie lubisz.
Na koniec jeszcze mały apel. Gdy przyjedziecie na Kretę, odwiedźcie miejsca zapomniane, takie jak moja wieś. Kupcie coś w małym sklepiku, zamówcie kawę w lokalnym kafenio i posiedźcie tu chwilę. Staniecie się wtedy choć przez chwilę przyjemną atrakcją, o której mała wiejska społeczność będzie mogła rozmawiać tygodniami, a samym Wam uda się poczuć bijące serce Krety, tej prawdziwej i najpiękniejszej.
- Hilopites możesz użyć od razu, ale możesz je też zasuszyć na później – wystarczy, że rozwiesisz je na kiju od szczotki opartym o dwa krzesła i pozostawisz do wyschnięcia. Przechowuj je później w przewiewnym worku, np. poszewce na poduszkę, w ciemnym i suchym miejscu.
- Przepis na hilopites jest wegetariański i nie da się go zweganizować, aby otrzymać podobny smak.
Zamów naszą niefiltrowaną oliwę z Krety!
Oliwa to nasza największa pasja! Zajęliśmy się jej produkcją, aby móc zaoferować
najlepszej jakości oliwę z Krety także na Waszych stołach.
Rzuć też okiem na:
Pingback: Kotopoulo kokkinisto me hilopites – kurczak w czerwonym sosie z domowym makaronem – polikala
Pingback: Skioufichta. Tradycyjny domowy makaron z Krety. – polikala
Ale nabrałam ochoty na taki domowy makaron. Może kiedyś się odważę i zrobię – na razie tylko te sklepowe. Na szczęście w tych kupnych też jest dość spory wybór.
Dziękuję za komentarz <3 Hilopites są charakterystyczne w smaku, dodaje się je głównie do jagnięciny, bo pachną lekko owczym/kozim mlekiem - naprawdę polecam spróbować! Pozdrawiam ciepło! 🙂